Ponad sto lat temu rozpoczął się wyścig, którego meta usytuowana została na biegunie południowym. Wyścig o pierwszeństwo. O postawienie stopy tam, gdzie nikt wcześniej tego nie zrobił. Dlaczego? Najprościej byłoby zapewne zacytować słowa Georga Leight Mallor’ego, który brał udział w innym wyścigu, którego celem było zdobycie najwyższej góry świata. Na pytanie dlaczego chce się wspiąć się na Mount Everest, odpowiedział krótko: „Bo tam jest”. Mallory zginął w roku 1924 na górze, którą tak usilnie pragnął zdobyć.

Wyścig, który rozpoczął się w 1910 roku, miał innych bohaterów. Roald Amundsen – norweski badacz i uczony, Robert Scott. Ale po kolei. Zanim do tego doszło, Robert Scott razem z Ernestem Shacletonem podjęli pierwszą próbę zdobycia bieguna południowego na początku XX stulecia. Ich wyprawa rozpoczęła się w 1901 roku i zakończyła w roku 1903, a jej największym sukcesem było to, że wszyscy jej uczestnicy przeżyli. Było to sporym wyczynem, biorąc pod uwagę fakt, że żaden z nich nie miał doświadczenia w powożeniu zaprzęgiem psów ani w jeździe na nartach. Do bieguna zabrakło im 700 km.

Drugą wyprawą, która rozpoczęła się w 1908 roku, kierował wspomniany tu uczestnik pierwszej wyprawy Scotta – Ernest Shackleton. Niestety nauka poszła w las, więc Shackleton nie wykorzystał przerwy po pierwszej wyprawie, aby udoskonalić swoje umiejętności w korzystaniu z psich zaprzęgów oraz jeździe na nartach. Tym razem udało mu się jednak dotrzeć dużo dalej, bo na odległość 160 km od bieguna. Co więcej, gdyby tylko zdecydował się skorzystać z nart, o czym sam był poniewczasie przekonany, zapewne zrealizowałby swój cel.

Kiedy zatem w 1910 Amundsen i Scott  wyruszali na kolejną wyprawę, ten drugi miał już spore doświadczenie, choć nie zmienił diametralnie swojego podejścia. W dalszym ciągu jazda na nartach i powożenie psim zaprzęgiem były mu obce. Co prawda psy zastąpił kucami, ale już wyprawa Shacletona pokazała, że na kucach nie można polegać. Amundsen nie zawracał sobie jednak tym głowy.

Tymczasem Amundsen przeanalizował dokładnie zapiski wyprawy Shacletona pod kątem tego, czego na pewno nie powinien robić. Jakich błędów unikać. Przygotowywał się do swojej wyprawy przez dwa lata, zwracając baczną uwagę na logistykę oraz wyposażenie. Sam zaprojektował nowe stroje i narty dobierając je pod kątem specyfiki celu, który chciał osiągnąć. Był obsesyjnie drobiazgowy. Ćwiczył także powożenie zaprzęgiem psów i jazdę na nartach, które opanował w doskonałym stopniu.

Wyprawa Amundsena zdobyła bieguna jako pierwsza. Wracając, rozbili dodatkowy namiot zostawiając w nim zbyteczny ekwipunek. Amundsen zostawił także list adresowany do króla Norwegii na wypadek gdyby jego powrót zakończył się niepowodzeniem, prosząc Scotta o jego doręczenie. To jednak nigdy nie miało nastąpić. Wyprawa Scotta osiągnęła biegun południowy 5 tygodni później, ale w zupełnie innym stanie. W stanie krańcowego wycieńczenia i świadomości, że droga powrotna może okazać się dla nich nie do pokonania. I tak się stało. Pięć osób z wyprawy Scotta, które dotarło do bieguna, zginęło w drodze powrotnej. Zamarzli 18 kilometrów od miejsca, w którym czekało na nich zaopatrzenie, dające szansę na przetrwanie. Pozostały po nich zapiski z wyprawy i zdjęcia, z których jedno pokazuje brytyjską po osiągnięciu bieguna na tle pozostawionego przez Amundsena namiotu oraz powiewającej norweskiej flagi.

Wyścig na biegun południowy się zakończył, ale nie oznaczało do końca wypraw polarnych. Shackleton nie miał już szansy na palmę pierwszeństwa w zdobyciu bieguna, ale postanowił podwoić stawkę i przebyć drogę w poprzek Antarktydy, z przystankiem na biegunie południowym. Kiedy Robert Scott zaprosił go w 1901 roku do udziału w swojej pierwszej ekspedycji, Shackleton był młodym oficerem brytyjskie marynarki handlowej. W 1914 był już doświadczonym podróżnikiem, mającym za sobą dwie nieudane próby zdobycia bieguna. Mógł też czerpać z doświadczeń swoich poprzedników. Choć w tym przypadku należałoby raczej powiedzieć „mógłby”.

Jego statek Endurance wyruszył bowiem w swoją podróż 4 grudnia 1914 roku, ale już w niespełna 6 miesięcy później utknął w zwałach kry lodowej. Po kolejnych 6 miesiącach zimowania na krze – zatonął. Skończyła się próba przejścia Antarktydy w poprzek, a zaczęła się jedna z najbardziej dramatycznych epopei epoki wypraw antarktycznych. Wyścig o życie.

Marsz przez lodowe kry ciągnące się kilometrami, aż na sam skraj lodowego pola. I to marsz połączony z ciągnięciem za sobą trzech szalup. Dopłynięcie tymi szalupami do kawałka skały nazwanej dumnie Elephant Island, a następnie dalszy rejs Shackleton wraz pięcioma towarzyszami na odległą  o 1200 km Georgię Południową, aby sprowadzić pomoc. I żeby tego było mało, 36 godzinny marsz przez nieznane góry do wielorybniczej przystani Stromness. Efekt? Do końca sierpnia 1916 roku, wszyscy członkowie wyprawy zostali uratowani. Cud? Absolutnie nie. Żelazna wola, olbrzymi hart ducha i prawdziwe przywództwo Shackletona, który ani na chwilę nie zwątpił w możliwość uratowania swojego zespołu.

5 marca 2022 roku, niemalże w 100lecie śmierci Shackletona, na głębokości ponad 3000 tysięcy metrów odnaleziono wrak Endurance. Legenda odżyła. Ale tylko na moment. A przecież z historii Scotta, Amundsena i Shacletona można czerpać garściami także dzisiaj. Uczyć się tego, jak nie należy podchodzić do ekstremalnie trudnych wyzwań. Uczyć się tego, jak można realizować projekty skutecznie – planując i przygotowując każdy detal. A także tego, co oznacza prawdziwe przywództwo w sytuacjach ekstremalnych. Dwie książki Caroline Alexander „Niezłomny” o wyprawie Endurance oraz Stephana R.Bowna „Amundsen. Ostatni Wiking” mogą nam zastąpić kilkadziesiąt podręczników o znaczeniu przywództwa, zarządzaniu projektami oraz budowaniu zespołów. I o woli przeżycia, która czasami pozwala dokonać niemożliwego.

W swoim dzienniku Scott napisał „Dotarliśmy na biegun, a teraz umrzemy jak dżentelmeni”. Postawiony w  podobnej, niemal niemożliwej do ogarnięcia sytuacji, Sam Shackleton przyjął inną postawę „Jeśli jesteś przywódcą, facetem, na którego patrzą inni, musisz iść dalej.” I tak dokładnie zrobił.

Ireneusz Piecuch
Ireneusz Piecuch
ireneusz.piecuch@dgtl.law | zobacz inne wpisy tego autora