Każdy pretekst, aby poszukać sobie ciekawej lektury, jest dobry. W przypadku „W ciemnej dolinie” Roberta Kolkera pretekstem była, a jakże, nasza kancelaryjna akcja polegająca na przyznawaniu prawnikom DGTL co kwartał deputatu na książki. Na hasło, że mija termin przekazania listy wymarzonych lektur, rzuciłam się do Internetu, aby poszukać czegoś ciekawego. I po raz kolejny wygrała książka zagłębiająca się w tajemnice ludzkiego umysłu.

„W ciemnej dolinie” opowiada o historii rodziny Galvinów, która była niezwykła nie tylko ze względu na swoją liczebność – małżeństwo Galvinów miało dwunastkę dzieci, ale także ze względu na fakt, że u połowy z tych dzieci – 6 synów, zdiagnozowano choroby psychiczne, a przede wszystkim schizofrenię. Fakt ten miał druzgocący wpływ nie tylko na samych chorych, ale także na zdrowych członków rodziny. Opowieść o rodzinie i jej losach przeplata się z historią badań nad schizofrenią, począwszy od próby odpowiedzenia sobie na pytanie, czy jej przyczyną są geny czy też wychowanie. Chorzy z rodziny Galvinów na własnej skórze doświadczyli pomysłów i poszukiwań lekarzy. Cała rodzina natomiast poddała się badaniom mającym przysłużyć się ustaleniu przyczyn schizofrenii. Ale oprócz samej dramatycznej historii rodziny, oraz oprócz relacji z badań nad schizofrenią, książka pokazuje także, jakby przy okazji i niechcący, świat, w którym przyszło żyć rodzinie Galvinów – świat powojennego rozkwitu Ameryki, razem ze wszystkimi jego blaskami i cieniami.

W tle głównych motywów książki przeczytamy o tym jak został poukładany ten powojenny absolutnie męski świat. O tym, jak ciężko było kobietom z zacięciem naukowym. Jak zaskakująco chętnie kobiety rezygnowały ze swoich marzeń i planów, ponieważ uważały, że powinny dopasować się do ścieżki, którą kroczyli ich mężowie. Jak bardzo często mężczyźni abdykowali w sprawach rodzinnych dla własnej wygody, ale też z powodu przekonania, że pewne sprawy powinna dźwigać wyłącznie kobieta lub powinny rozwiązywać się same. Przeczytamy wreszcie o wstydzie i ogromnym poczuciu winy, które dźwigają ludzie na skutek niespełnienia oczekiwań własnych lub cudzych, a także o tym, że powszechnie traktowano dzieci w sposób przedmiotowy.

To, co jest bardzo pociągające w tej książce to również sposób w jaki autor obchodzi się ze swoimi bohaterami. Jest wobec nich obiektywny i sprawiedliwy, ale traktuje ich też ciepło. I takie traktowanie stoi w opozycji do przekazu, który od lat odbieramy od otaczającego nas świata – że osoba chora psychicznie to wariat, którego najlepiej izolować. Książka Kolkera przeniosła mnie do świata wspomnień, kiedy jako dziecko miałam okazję kilka razy odwiedzić oddział psychiatryczny w szpitalu. Moja mama przez wiele lat uczyła psychiatrii i neurologii w szkołach pielęgniarskich, i prowadziła również zajęcia praktyczne na oddziale psychiatrycznym. A mi się zdarzało zapomnieć kluczy do domu. Wówczas pozostawała wycieczka do mamy do pracy albo oczekiwanie aż któreś z rodziców wróci do domu. Jechałam zatem do szpitala, a któraś z pielęgniarek otwierała mi drzwi oddziału i szła znaleźć moją mamę. Nie wiem jak to teraz wygląda w szpitalach, ale wtedy miałam poczucie, że chorzy na oddziale psychiatrycznym są traktowani po prostu jak chorzy, a nie osoby szalone, które trzeba trzymać pod kluczem. Nie wiem też czy to poczucie odpowiadało rzeczywistości. Ale na tym polega cenna lekcja, którą daje „W ciemnej dolinie”. Pokazuje, że ludzie chorzy to nadal ludzie, pełni pragnień i marzeń.

Pozostaje mi wreszcie chylić czoła przed autorem z jeszcze jednego powodu. Wykonał naprawdę imponującą pracę w zakresie dokumentacji historii rodziny. Zatem nie jest to tylko suchy raport z kilku bardziej znaczących faktów z jej życia, ale także opis relacji pomiędzy jej członkami i rządzących nimi motywacji, a także ich zmagań ze światem.

„W ciemnej dolinie” – warto sięgnąć.

„W ciemnej dolinie. Rodzinna tragedia i tajemnica schizofrenii” Robert Kolker, Wydawnictwo Czarne, 2022

Sylwia Graboś
Sylwia Graboś
zobacz inne wpisy tego autora