Portret Giacomo Pucciniego, kompozytora (1858-1924). Zdjęcie autorstwa Attilio Badodi, Mediolan, 1924 r.
Źródło foto: Archivio Storico Ricordi, CC BY-SA 4.0,
Zmarł 29 listopada 1924 roku w Brukseli. Cygara zniszczyły jego gardło, a eksperymentalna terapia skończyła się atakiem serca. W tym czasie w Mediolanie trwało przedstawienie Cyganerii. Widzowie byli zaszokowani, kiedy przerwano wykonanie opery, a orkiestra zagrała marsza żałobnego Chopina.
Zostawił po sobie dziesiątki arii operowych, które wielu z nas nuci do dziś. Giacomo Puccini – jeden z dwóch największych włoskich kompozytorów operowych wszechczasów.
Urodzony w rodzinie muzyków i kompozytorów (w tym kompozytorów muzyki operowej) nie miał wielkiego wyboru. W wieku zaledwie sześciu lat stracił ojca, nie mógł zatem odziedziczyć stanowiska maestro di cappella w swojej rodzinnej Lucce, które jego przodkowie piastowali nieprzerwanie przez 124 lata. Mimo młodego wieku zaczął jednak występować w chórze, a następnie pełnić funkcję zastępcy organisty. Studiował w Pacini School of Music w Lucce, a następnie w Konserwatorium Mediolańskim. Dość szybko zaczął komponować, a już jego pierwsze próby operowe zostały zakończone wystawieniem Rusałek (Le Willi) w Teatro dal Verme w Mediolanie. Był rok 1884, a Puccini miał zaledwie 26 lat. Następna opera – Edgar – choć wystawiona w La Scali nie wywołała zachwytu i dopiero wystawienie kolejnej – Manon Lescout w Teatro Regio w Turynie przyniosło mu powszechne uznanie i to zarówno ze strony publiczności, jak i ze strony krytyki. Po przeniesieniu opery do Londynu, George Bernard Shaw napisał nawet, że „Puccini wygląda raczej na następcę Verdiego niż na jego rywala”. W tamtych czasach, dla młodego kompozytora, takie porównanie do giganta sceny operowej było niebagatelnym wyróżnieniem.
Później przyszła Cyganeria i wielka premiera w Turynie, gdzie orkiestrą dyrygował sam Arturo Toscannini. Historie pięknej Mimi Puccini oparł co prawda na książce Henri Murger „La Vie de Boheme”, ale pełno w niej było także wątków autobiograficznych z jego czasów studenckich, jak chociażby scena dzielenia jednego śledzia na czterech wygłodniałych studentów. Jeden z jego przyjaciół twierdził wręcz, że postać biednego pisarza Rudolfa była alter ego kompozytora. Chociaż krytycy przyjęli nową operę Pucciniego dość chłodno, publiczność ją pokochała i tak jest do dzisiaj. Ale czy może być inaczej? Wystarczy posłuchać Che gelida manina (tu w mistrzowskim wykonaniu Luciano Pavarotiego albo arii Mimi Si, mi chiamano mimi (tu w wykonaniu Marii Callas).
Później, w roku 1900 przyszła Tosca, oparta na sztuce Victorien Sardou, którą Puccini zobaczył na teatralnej scenie prawie 11 lat wcześniej. Sztuka została napisana dla Sarah Bernard i w samej Francji wystawiana był ponad 3000 razy. Wydawałoby się, że trudno będzie przebić ten sukces w przypadku opery, ale stało się dokładnie odwrotnie i Tosca do dzisiaj jest jedną z najczęściej i najchętniej wystawianych oper na świecie. Doczekała się też licznych ekranizacji filmowych. Puccini pisał co prawda, że sama sztuka jest tak dobra, że nie potrzebuje zbyt dużo muzyki, ale później skomponował tak wspaniałe arie jak E lucevan le stelle (tu w wykonaniu Jonasa Kaufmanna) czy Vissi d’arte (tu w wykonaniu Angeli Gheorgiu)
Co ciekawe, Puccini zamierzał początkowo zmienić zakończenie sztuki Sardou, w którym Tosca rzuca się z murów po śmierci swojego ukochanego, ale Sardou zdecydowanie zaprotestował.
Po przerwie spowodowanej bardzo poważnym wypadkiem samochodowym i długotrwałej rekonwalescencji na operowych scenach pojawiła się Madame Butterfly, kolejna opera bardzo chętnie wystawiana na operowych scenach świata. Jej premiera w mediolańskiej La Scalla została przyjęta dość chłodno zarówno przez krytyków, jak i publiczność. Szczęśliwie, po naniesieniu poprawek i kolejnej premierze zmienionej już opery sytuacja zmieniła się diametralnie. Podobnie jak poprzednio, inspiracją była sztuka Davida Belasco, którą Puccini miał okazje obejrzeć w trakcie swojej podróży do Londynu z okazji premiery Tosci. Wzruszony historią opowiedzianą przez Belasco, Puccini udał się za kurtynę i poprosił o możliwość przeniesienia historii na deski operowe. To jego wzruszenie do dzisiaj towarzyszy tysiącom wielbicieli jego talentu słuchającym arii głównej bohaterki Cio-Cio-San Un bel dì vedremo (tu w wykonaniu Montserrat Caballe).
Madama Butterfly nie była oczywiście ostatnią z oper Pucciniego. Skomponował jeszcze Dziewczyny ze Złotego Zachodu, Jaskółkę, Tryptyk (Płaszcz, Siostra Angelica, Gianni Schicchi) oraz ostatnia operę Turandot (ukończoną już po jego śmierci przez Franco Alfano w roku 1925) z przepiękną arią Nessun dorma (tu w wykonaniu Luciano Pavarottiego).
Puccini miał ponoć kiedyś powiedzieć do swojego przyjaciela, że potrzebował 20 lat, żeby dojść do przekonania, że w zasadzie nie posiada talentu do muzyki. Na pytanie dlaczego nie zdecydował się na rezygnacje z kariery muzycznej odpowiedział „Niestety! Wtedy było już za późno. Stałem się sławny.” Puccini zostawiał swoich wielbicieli jako kompozytor spełniony. Kompozytor, którego opery wystawiano na największych scenach operowych świata. Którego arie towarzyszą nam do dziś.