Jak mawiał Robert Owen z początkiem XIX w. – Osiem godzin pracy, osiem godzin odpoczynku, osiem godzin snu.
Prawie 100 lat temu po wykreowaniu powyższej teorii, dekretem z 1918 r. i ustawą z 1919 r. w Polsce wprowadzono 8-godzinny dzień pracy (z tą jednak różnicą, że i sobota była wówczas dniem pracującym, a tydzień pracy wynosił 46 godzin).
Ówczesne czasy nie odznaczają się jednak na kartach historii, a raczej w archiwach polskiego sądownictwa szczególną pochwałą pracowitości. Szaleństwem zakrawającym o fanatyzm było dopuszczanie przez pracodawców odstępstwa od tak ustalonej normy czasu pracy.
W dniu 15 stycznia 1921 r. na łamach czasopisma „Myśl niepodległa” pojawił się artykuł o tajemniczo brzmiącym tytule „Karanie pracowitości”. Artykuł odnosił się do głośnej sprawy właściciela manufaktury produkcji pończoch – Bazylego Winniczuka. Właściciel pracowni z warszawskiej Pragi dopuścił się przedłużenia obowiązującej normy czasu pracy ponad dopuszczalny wymiar 8 godzin. Zaalarmowany tym zdarzeniem inspektor ministerjum pracy i opieki społecznej wystąpił do Sądu pokoju XVI Okręgu m.st. Warszawy z oskarżeniem domagając się ukarania przedsiębiorczego pracodawcy.
Co prawda, Sąd I instancji docenił pracowitość pracowników i obrotność pracodawcy, odstępując od skazania i jednocześnie uznając takie działanie za czyn godny pochwały w zrujnowanym gospodarczo kraju. Niestety, po apelacji inspektora Sąd II instancji nie podzielił powyższej argumentacji i skazał Bazylego Winniczuka na karę grzywny w wysokości 20 marek lub na dzień aresztu. Powoływał się przy tym na nadrzędny cel obrony zdrowia pracowników.
Co jednak całej historii dodaje jeszcze większej niedorzeczności, pracownicy objęci pracą ponad wymiar sami dobrowolnie wyrazili na jej świadczenie zgodę, za co otrzymali umówione wcześniej z pracodawcą dodatkowe wynagrodzenie. Zastanawiającym było zatem czy oskarżenie i skazanie dotyczyło przekroczenia dziennej normy czasu pracy pracowników, czy może samej ekwiwalentności tego świadczenia, skoro praca nielimitowana czasowo towarzyszyła nam od zarania dziejów.
Co ciekawe, w tej sprawie wypowiadało się też Stowarzyszenie Techników w Warszawie, zrzeszające osoby wykonujące zawody techniczne, jak również przedstawicieli gospodarki i nauk ścisłych. Na łamach „Kurjera Warszawskiego”, a później również „Myśli Niepodległej” Stowarzyszenie apelowało: zachodzą fakty niesłychane, bo organy władzy państwowej pociągają do odpowiedzialności karnej i pracodawców i pracujących za pracowanie. Organy władzy wykonawczej nakazują próżnowanie przez wprowadzanie takich ograniczeń w handlu, które dezorganizują normalne życie w stolicy kraju. Drożyzna w Polsce przybiera rozmiary zastraszające, spadek naszej waluty odbywa się tak gwałtownie, iż wyraźnie dąży do poziomu, na którym stoi waluta w Rosji sowieckiej. Wszyscy przyznają, że jedynym środkiem zapobiegawczym przeciw tym w najwyższym stopniu groźnym objawom jest wzmożenie naszej wytwórczości, zarówno w przemyśle, jak i na roli. Na przeszkodzie stoi jednak stała propaganda strejkowa.
Choć od dziecka jesteśmy uczeni, że praca popłaca, a bez pracy nie ma kołaczy, to początki pracy w godzinach nadliczbowych za obopólną zgodą obu stron stosunku pracy nie należały w naszym kraju do najłatwiejszych. Groźba odpowiedzialności karnej za skierowanie pracownika do pracy ponad oznaczony wymiar 8 godzin na dzień i jednocześnie dopuszczenie się przez pracownika tak ciężkiego przewinienia jak praca w wymiarze ponadstandardowym, nie stawiła kuszącej wizji przyszłości tak dla przedsiębiorców, jak i dla klasy pracowniczej.